Nieruchomości

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Pielęgnacja i utrzymanie kota - ciąg dalszy

A oto dalszy ciąg dotyczący pielęgnacji kota.

Jak się okazuje z poprzedniego postu kot nie jest aż tak bezobsługowy jak by się wydawało. :)
Poza wymienionymi w poprzednim odcinku czynnościami dochodzi jeszcze parę, które nam i kotu przyniosą pożytek.

Czyszczenie uszu...

Jak wiemy, każdy kot ma dwoje uszu, które, jak i nasze brudzą się, zalega w nich wydzielina uszna, co jest naturalną sprawa, ale też może być tam również znajdować się świerzbowiec, który wywołuje zapalenia i stan zapalny. Stan kocich uszu można sprawdzić zaglądając w nie. Również jeśli kot często drapie się w uszko, dotyka je częściej niż zwykle, może to być własnie objaw stanu zapalnego, lub po prostu zalegającego brudu. 

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Pielęgnacja i utrzymanie kota (część pierwsza)...

Jak pielęgnować kota?

Ta czynność w przypadku kota ma dość szczególne znaczenie. Poza kotami długowłosymi, które zapewne wymagają czesania koty w zasadzie w zakresie czystości są samoobsługowe.
Mała dygresja: ten blog-poradnik-pamiętnik nie pretenduje do miana Poradnika o Kotach w każdym aspekcie. To czysto praktyczne uwagi i spostrzeżenia podczas życia z kotami - teraz żyją w moim domu 3 koty -  przez kilkanaście lat. Pierwszy kot, który się pojawił - och, znacie go wszyscy doskonale, bo jest opisany na poprzednich 4 kartach - to Bajtek. Pozostałe pojawiały się sukcesywnie, choć owa sukcesywność nie jest linowa. Bajtek nauczył nas co to znaczy żyć z kotem, co to znaczy indywidualność, tolerancja i wzajemnie uczucie między nim, a nami.
Tak czy inaczej, przeżyłem z tymi zwierzętami sporo, a jeśli dodam, że tym czasie przez mój dom przewinęło i przewija się gromadka psów, które dzielą przestrzeń życiowa z nami i kotami, to można powiedzieć, że mam jakieś doświadczenie i praktykę w życiu pod jednym dachem z naszymi braćmi mniejszymi, jak mawiał  święty Franciszek. Daleko mi do naukowych obserwacji, uczonych wniosków i stawianych tez. Jak każdy, kto miał w domu przyjaciela mniejszego wie. ze najważniejszym jest ułożenie wzajemnych relacji, tak aby współżycie było dla obu stron komfortowe. Są oczywiście i tacy, którzy po kilku chwilach miłej zabawy ze zwierzęciem wyrzucali go, bo szczeka, drapie, śmierdzi, trzeba wychodzić, przeszkadza, bo zajmuje miejsce itd, ale mam nadzieję, że nie zaglądają tu.
Jeśli jesteś drogi Przyjacielu czytający te słowa przyjacielem zwierząt, to wiesz o czym traktuję, mówiąc wzajemnym ułożeniu sobie życia.

Wracamy do pielęgnacji kota.
Otóż, jak pisałem, kot w zakresie czystości jest samowystarczalny. Pewnie każdy z Was widział jak się kot myje i widok ten jest sam w sobie bardzo miły. KOTY SĄ CZYSTE!!! Przez tyle lat obcowania z nimi nigdy nie musiałem ich czyścić po powrocie z dworu z błota czy innego brudu (psy niejednokrotnie! A czyszczenie psa wytarzanego w... niedomówienie takie :)), to sama poezja i miód płynący z serwisowania psów). Pomijam oczywiście momenty, gdy koty wracały przemoczone do skóry, bo lał deszcz i taką mokrą kurę wycierałem ręcznikiem, choć pewnie i bez tego dałby sobie radę.
Mała, dwu miesięczna kotka, która gościła u nas kilka tygodni
Zatem - nie kąpiemy kota, a tym bardziej nie suszymy go suszarką, czy powieszonego na sznurze, a tym bardziej nie wyżymamy, jak to robił góral w dowcipie.
Kot się umyje sam!

Natomiast sam nie obetnie sobie pazurków. Koty, które przebywają w domu nie mają o co i na czym tępić i ścierać pazurki. Dowodem na ich istnienie (pazurków) są ślady zadrapań na meblach, pozaciągane tkaniny, podrapani współlokatorzy, czyli ludzie. Również koty wychodzące na dwór mają pazurki, które choć ścierane są ostre.
Zatem do pielęgnacji kota należy zabieg obcinania pazurków. Jak to zrobić?

Zanim coś na ten temat napiszę, dodam, że do pielęgnacji kota należy go przyzwyczajać od maleńkiego kotka. Pewnie pamiętacie z poprzedniego artykułu: im kot starszy, tym ogon twardszy. Trudniej jest nauczyć pewnych rzeczy starego kocura. Nie każda czynność, w której bierze chcąc-nie chcąc udział  jest dla niego miła! Małe dzieci też nie lubią obcinania paznokci i często robi się to podczas jego snu. Pamiętacie?

Zatem, jak obcinać pazurki...
Trzeba wziąć kota, cążki do pazurków, nacisnąć łapkę delikatnie tak, aby pazurki wyszły - pewnie wiecie, że koty w przeciwieństwie do psów, chowają pazurki, zwłaszcza w przednich łapkach. W tylnych pazurki chowają się mniej. Po wysunięciu się pazurków obcinamy delikatnie czubki i po sprawie.
Koci portret we wnętrzu
Problem może być tylko w tym, że kot nielubi jak się coś robi przy łapkach. A tak właśnie było z Bajtkiem. Nie lubił, nie cierpiał, nie pozwalał nic sobie przy łapkach robić. Nawet dotknąć, pogłaskać. Bronił się wtedy, drapał, próbował gryźć. On serwis łapkowy przechodził podczas przeglądu u lekarza - głownie podczas szczepień i bywało to bolesne głównie dla lekarza i osoby trzymającej niezadowolonego kocura..
Uwaga: kotom wychodzącym na dwór pazurków nie obcinamy. One biegają, łażą po drzewach, wspinają się. Gdy uciekają przed czymś/kimś, np. agresywnym psem, wskakują na drzewo. Bez ostrych pazurów nie mogły by tam uciec. Lepiej, żeby trochę drapały, ale żyły. Zakładam, że czytający te słowa nie są zwolennikami tezy, że dobry kot to martwy kot. Za słowo kot było często podstawiane inne, określające niejednokrotnie ludzką nację... 

Inna obsługa kota:  kuweta czyli potrzeby małe i duże...
Koty domowe muszą się gdzieś załatwiać. Kot, jak pisałem, ma wrodzone zamiłowanie do czystości. Każdy z moich kotów bardzo szybko uczył się do czego służy kuweta i praktycznie nie było nigdzie nabrudzone. Uwaga:  jeśli kot załatwia się nie do kuwety, lecz gdzieś w mieszkaniu, to nie oznacza to, że nie umie korzystać z kuwety, lecz, że jest coś co zburzyło jego spokój i jest po prostu zestresowany, znerwicowany. Warto wtedy zastanowić się, co takiego się stało, co się pojawiło nowego, co dla nas jest zapewne miłe, dla kota zaś przykre. 
Koty do nowych sytuacji przyzwyczajają się powoli. I dlatego wychodzenie z kotem na spacer jest raczej stresem i przykrością dla niego. Wyjazdy z ni, na wakacje też jest dla kota dużym przeżyciem i musi minąć kilka dni, by kot zaczął zachowywać się swobodnie w nowym otoczeniu. 
Gdy Bajtek był gdzieś wywożony przez kilka dni chodził przy ścianach, przykulony, jak to nazywam: na czworakach. 
Kończąc sprawę z kuwetą: kotu należy pokazać kuwetę, wstawić tam po pierwszym przyłapanym sikaniu. Zapewniam, że szybko się nauczy. Zawartość kuwety - tę twardą - trzeba wybrać i wyrzucić. Jeśli się trafi na kota czyścioszka nadmiernego, może do niej nie wejść po raz drugi. Wtedy szybko się nauczymy do czego służy łopatka nabywana wraz z kuwetą. Co stosować jako wypełniacz? Są piaski, które namoczone sikami twardnieją i robią się jakby kamyki łatwe do wyrzucenia, trociny. My używaliśmy wałeczków zrobionych z trocin. Takie małe pelety. Nazywało się to wtedy Pigwa na cześć bohaterki kabaretowej Pigwy własnie. Na początku były to małe wałeczki, które w trakcie używania były przez kota rozcierane, aż tworzył się trocinowy piasek. Dokładnie pokrywało to wszelkie odchody kocie, tak, że czasem trudno było coś znaleźć. Warto kupić kuwetę, która ma zawinięty do środka rancik. Wtedy nie będzie się piasek wysypywać, gdy kot będzie energicznie zakopywać to, co wyprodukował,.

Spanie....
Kot śpi wszędzie. Można oczywiście kupić mu posłanie, jakąś budkę, koszyk. A i tak będzie spać tam gdzie sam zechce. Nasze koty miały swoje posłania, ale najczęściej spały na tapczanie, kanapie, krzesłach, w łóżku. Przy czym, jeśli chodzi o łózko, koty w nim rosną i stają się wielkości tygrysa. Potrafią przetrzymać każde kręcenie się śpiącego i utrzymać w łóżku mimo wszelkich prób mniej lub bardziej delikatnego dawania mu do zrozumienia, że jest tu cokolwiek zbędny. Jedyny sposób, to wziąć kota na ręce i wyrzucić z pościeli. Osobom wzdrygającym się na myśl o spaniu z kotem, bo kot jest brudny powiem, że jeśli chodzi o czystością kocią, może ona iść w zawody z naszą. I obawiam się, po doświadczeniach z autobusami w upalne dni i gromadą ludzi w środku, że nasze szare bractwo jest w tym zakresie daleko przed nami.

Czyszczenie uszu, odpchlanie, odrobaczanie, zabiegi medyczne, jedzenie, środowisko, zabawy...

O tym będzie w dalszych częściach mojego pisania.

sobota, 15 stycznia 2011

Bajtka dzień drugi...

Po dwóch cokolwiek odmiennych  postach wracamy do tematu.
Zatem w domu pojawił się KOT. Nikt z nas nie przeczuwał, że zaczyna się wielka kocia przygoda i nader interesujące kocie doznania. Wydawało nam się: kot, jak to kot. Zwierzę jak każde. W końcu mieliśmy już psa i to drugiego.

Z psami historia wyglądała tak: pierwszym psem była Koma. Foksterier krótkowłosy. Była pięknym pieskiem z iście arystokratycznym pochodzeniem. Prawdę mówiąc nie zależało nam na tak utytułowanych rodzicach. Ta rasa bardzo nam się podobała i gdy zdecydowaliśmy się na kupno szczeniaka, tylko ona była dostępna.  Dodam, że Koma  (z domu  Niby Nic)  była chowu wsobnego, czyli jej rodzice mieli tego samego ojca. To prawdopodobnie było przyczyną padaczki, która objawiła się chyba 2 lata później. Poza tym miała bzika na punkcie drzwi i przy nich szalała w sposób nie do opanowania. Gdyby wówczas był program Cesara Millan'a zapewne zostałoby to opanowane. Wtedy reagowaliśmy inaczej i nigdy pies przy drzwiach nie został opanowany.
Koma miała gwarancję na 10 lat i w dziesiątym roku życia, 25 grudnia 1990 roku zmarła rano. W domu zrobiło się smutno. 

Dwa dni później Monika z mamą wyjechały do Bukowiny Tatrzańskiej i po paru dniach zadzwoniły z wieścią, że sąsiedzi naszych gospodarzy-górali mieli na zbyciu 2 miesięcznego szczeniaka  rasy ogar polski. Kilka dni później i ja przyjechałem do Bukowiny. Okazało się jednak, że nie jest to ogar polski lecz potomek polskiego psa gończego, endemicznej rasy hodowanej na Podhalu.  
Dina, bo tak została nazwana suczka, była  właściwie  mieszańcem. Jej matka była ogarem słowackim, ojciec zaś był rodowodowym polskim gończym. Tak czy inaczej, Dina odziedziczyła wygląd ojca, była  piękną suczką o donośnym, czystym głosie psa gończego i nawet przez znawców była uznawana jako gończy polski.

Bajtek zjawił się w domu gdy Dina już była z nami 2 lata, Psy, mimo różnic w zachowaniu i charakterze były przewidywalne, nastawione na swoich przewodników stada, czyli nas. Wszystko w sumie było proste: pielęgnacja, karminie, spacery i ogólnie wychowywanie. Ponadto po pierwszym psie - Komie, następne, to jakby powtórka z rozrywki. No, może z pewnymi wariantami.

Natomiast Bajtek... :-)

Bajtek w wielu ok. 1 miesiąca już trochę odpasiony
Pisałem już jak się zjawił. Sam ustaliłem płeć jego płeć i wg mnie, to był zdecydowanie kocurek. Był maleńki i tak słaby - przypominam: jego mama była zagryziona przez psa, rodzeństwo juz nie żyło - że gdy postawiłem go na podłodze, to przewracał się zamiast stać lub chodzić.
Zaraz został nakarmiony kaszką z mlekiem - wtedy w 1992 roku  nie było jedzenia dla psów czy kotów. Takie fanaberie nastąpiły kilka lat później. Wówczas zwierzęta jadły to, co im właściciele przygotowali. A my, jak prawdopodobnie większość ludzi wiedzieliśmy, że koty piją mleko. 

Na drugi dzień poszliśmy, ja i Monika z kotem do lekarza. Kocurek, jak się okazało był zdrowy, choć wycieńczony. Miał jakieś pasożyty w uszach, ale generalnie miało mu się na życie. Na prośbę ustalenia płci - w końcu to fachowiec przy mnie  - lekarz stwierdził, że u takiego maleńkiego kotka trudno jest ustalić na 100% płeć, ale jeśli już tak bardzo chcemy, to on spróbuje. I spróbował.... Okazało się, że to... kotka. Byliśmy trochę zawiedzeni, imię było już nadane, a tu taki klops. Ale mimo tego nie poddaliśmy się z Moniką. Miał być z imienia Bajtek i mimo sprzeciwów lekarza uznaliśmy, że to kocur i w książeczce zdrowia, kot został kocurem.. Jak się już niedługo okazało się było właściwa decyzja, a ja w gronie znajomych stałem się sekserem kocim z dużym autorytetem :)

I tak zaczął się drugi dzień Bajtka z nami...


Poczuliśmy się tak , jak pierwszego dnia po przybyciu noworodka do domu. Jedna wielka niewiadoma. Jak to będzie, co z jedzeniem, a przede wszystkim co z czystością, czyli innymi słowy pisząc, co z sikami i kupkami kota? Czy będzie się załatwiać gdzie zechce, czy też nauczy się korzystać z kuwety.
Osobom zainteresowanym kotami, ale nie mającymi żadnego pojęcia o ich pielęgnacji i utrzymaniu informuję, że kotów nie wyprowadza się na dwór, jak psy. lecz załatwiają się one w kuwecie wypełnioną piaskiem, żwirkiem.  Po załatwieniu się kota, a zwłaszcza po zrobieniu kociej kupki, należy ją usunąć, ponieważ koty, z natury czyste z obrzydzeniem załatwiają się do brudnej kuwety. I może się okazać, że następna kupka będzie np. w łóżku. Tal a'propos wychodzenia z kotem: jest to oczywiście możliwe, ale dla kota dość stresujące. Kot, w przeciwieństwie do psa, musi długo zapoznać się z terenem i dopiero wówczas zaczyna czuć się na nim swobodnie. 
Monika karmiąca Bajtka

Przygotowaliśmy kuwetę, butelkę na mleko, miseczki na jedzenie i na wodę.  Obserwowaliśmy kocurka czekając na objawy świadczące o tym, że Bajtusiowi się zachciało załatwienia spraw kupowo-sikowych. Wtedy łapaliśmy kota i szybko do kuwety, by wiedział, że to jego toaleta. Problem polegał na tym, że kot w przeciwieństwie do psa nie lubi się załatwiać ot, tak na widoku publicznym i można znaleźć, a raczej wyczuć schowane gdzieś jego kupki, a zatem na początku byliśmy czujni i gotowi na każdy niespodziewany krok Bajtka.
Mieliśmy doświadczenie z psami i nauczeniem ich sygnalizowania, że chcą się załatwić. Nie było to trudne, ale też wymagało trochę czujności i szybkości działania. Zatem nurtowało nas pytanie: jak to będzie i czy w domu nie będzie śmierdziało schowanymi kupkami kocimi? Ale nie doceniliśmy Bajtka. Szybko, praktycznie od zaraz wiedział, co to jest butelka, gdzie jest miska z jedzeniem i gdzie się ma załatwiać. Niesamowite...

Taki mały, słaby kotek po przejściach...

Ważył ok. 100 gram. Był karmiony butelką, ale też szybko nauczył się jeść z miseczki. Po kilku dniach ważył 2 razy więcej, chodził sam do kuwety, a po 2 tygodniach samodzielnie wspinał się na kanapę. Jedyny problem był w obronie jego miseczki z jedzeniem przed Diną, tak by mu nie zjadła zanim on zje :)

Dina przyjęła kota z obojętnością. Mieliśmy nadzieję, że jako suczka zaopiekuje się nim. Ale gdzież tam... Obwąchała go na początku dokładnie przytrzymując olbrzymią łapą i więcej jej nie interesował. Gdy podkładaliśmy jej  kocurka, z obrzydzeniem odwracała głowę.
Mały Bajtek

Bajtek już na początku pokazał, że jest kimś wyjątkowym, małym kocurkiem o olbrzymiej woli przetrwania, szybko się uczącym kotkiem, który (w następnych odcinkach) wyrośnie na kociego drania :)

środa, 12 stycznia 2011

Kocie emocje...

Zatem, jak obiecałem, będzie o kocich emocjach. :)

Kocie emocje...

Nie, jednak nie teraz! Będzie o czymś innym...

Dzisiaj wieczorem jechałem samochodem i jak zwykle słuchałem radia. Tu dodam, że jestem od wielu lat słuchaczem Trójki.
Otóż w wieczornym programie była dziś mowa o... Minimalizmie.
Intuicyjnie chyba większość wie, o co chodzi.

Zacytuję tu słowa Seneki., które zresztą padły w programie:  „Potrzeba niewiele, by zaspokoić swoje potrzeby i bardzo wiele, by zaspokoić pragnienia”. 
Praktycznie te słowa wystarczą za określenie minimalizmu. Bo przecież  tak naprawdę, aby żyć spokojnie nie musimy mieć tyle rzeczy, ubrań, sprzętu. Tak z ręką na sercu: ile z tego rzeczywiście używamy? 

Tu mały przytyk do Pań: tyle kiecek i butów? Użytych, bywa, jednorazowo, bo się nie można pokazać po raz drugi w tym samym... 
Paranoja, jak mawiał Pan Piotruś w znanym Kabareciku :)


Ale by nie być uszczypliwy w stosunku do kobiet powiem o moim zbieractwie: mam sporo książek. Zakładam, że przeczytałem ok 70% z nich, przy czym 90% z nich jednokrotnie. Część to beletrystyka, trochę poezji, poradniki, biografie, literatura fachowa w większości już nieaktualna, bo wszystko idzie do przodu i to co było wczoraj, dziś wygląda i działa inaczej. Mam sporo płyt CD ale też tzw. czarnych, których już nie mam na czym odtwarzać. Sporo sprzętu różnej maści, sznurki, druciki, śrubki, maskotki... Pamiątki z przeszłości, stary dowód, paszport... Ba, czego tu nie ma, że nie wspomnę o starej garderobie, narzędziach w piwnicy, pudelkach po czymś. 
Macie tak samo? 


Ile przy tym kurzu, sprzątania, jeśli ktoś to lubi robić. Zajmuje miejsce, blokuje energię, nie pozwala na wejście nowego, powiewu zmian, nowych idei, czy po prostu pomysłów. 


Ale przecież nie chodzi, jak zrozumiałem w audycji, o sprzęt, rzeczy. 
Ile musimy się napracować, by coś mieć (z owego nadmiarowego sprzętu). Ale pracując na to wszystko poświęcamy czas, naszą energię, życie. Nie mamy przez to czasu i siły na pełna konsumpcję tego, na co pracowaliśmy. A jak już konsumujemy, to chcemy więcej, bo sąsiad ma nowe, lepsze, więc ja też muszę mieć.
Nie mamy czasu, spokoju, wolności... Praca by mieć, co pragniemy (kłania się cytowany Seneka), a nie być żyć pełnią życia.  
Ono z kolei zamulane jest telewizjami dla "głupich i głupszych" dających uproszczoną rozrywkę, by widz nie czuł się gorszy, bo nie rozumie, co mówią z ekranu (pewnie pamiętacie informację, że 95% populacji w Polsce nie rozumie, co jest napisane w gazecie). Ba, by widz w ogóle nie musiał myśleć, a jego jedyną błyskotliwą myślą było jak wysłać smsa i na kogo za jedyne 4,92 zł z VAT (to już po podwyżce VAT'u).
Oglądamy celebrytów, których namnożyło się jak królików w Australii, na psy schodzi sztuka aktorska, bo gwiazdorami pierwszej wody są bracia M... (przy czym braci M należy traktować jako symbol celebryzacji  -to moje określenie :) ). 
Łatwość konsumpcji przetworzonego pokarmu, czy raczej intelektualnej papki - cokolwiek to znaczy... 


I wtedy słyszę z radia i czytam na blogu wypowiedź jednego z minimalistów:
"Minimalizm dał mi dokładnie to, co „obiecywał” i czego od dawna potrzebowałem: więcej czasu, spokoju i wolności, by robić to, co czyni mnie prawdziwie szczęśliwym."


I nie chodzi tu o odejmowanie sobie od "gęby", życie w sknerstwie i ciułactwie, lecz w zaspokajaniu swoich rzeczywistych potrzeb i uważnym, rozumnym zaspokajaniu swoich pragnień. 


Polecam zainteresowanym blog Neominimalizm naszego bohatera programu w Trójce. 


Po lekturze powyższego czytający mógłby spytać (i pewnie pyta pukając się w czoło) - o co tu chodzi?!! Przecież to blog o kotach!! Co to ma do rzeczy?


Otóż ma!!!


Bo spójrzmy na koty w kontekście minimalizmu. 
Mają jedno futro. Niezdejmowalne (są koty, które nawet futra, łobuzy, nie mają). Same je sobie piorą. Do spania wystarczy wygodny fotel, kanapa, łóżko, a nawet kolana personelu domowego (tak, tak... Koty są jedynymi władcami i bogami. Ludzie to personel je obsługujący :))) ).
Wystarczy mała miska i to wcale nie porcelanowa, miseczka z wodą, karma dostępna w każdym sklepie i to wcale nie najdroższa. Czysty piasek w kuwecie, a jak jest brudny to ewentualnie pościel personelu.


Koty mające wyjście na dwór, zakąszą myszą, ptakiem lub innym żywym pożywieniem.  Ot, taki koci McDonald.
Zmęczone zwiną się w kłębek i, gdy są zadowolone z obsługi, śpią mrucząc z lubością zwłaszcza gdy personel delikatnie pieści głaszcząc.


I to jest przykład minimalizmu! 
Zresztą nie tylko koty uprawiają go z powodzeniem: psy, ptaki, konie... Choć te ostatnie myszy nie jedzą.


Ale my tu przecież o kotach rozprawiamy...


Zatem, koty uprawiają go z lubością i od zarania kociego życia. A my ludzie im tylko służymy...


Ale...  Koty to dranie... Czegoż się po nich innego spodziewać??

wtorek, 11 stycznia 2011

Parę informacji o kocie...

Kot domowy -  Felis catus, również Felis silvestris catus lub Felis (silvestris) domesticus - udomowiony ok. 9500 lat temu. Pochodzi od kota nubijskiego, w Europie skrzyżowanego ze żbikiem. Jest najpopularniejszym zwierzęciem domowym cenionym również za niszczenie szkodników.


Historia (podaję za WIKIPEDIĄ):


Przodkiem kota domowego jest kot nubijski – według poglądów większości współczesnych naukowców różnice pomiędzy kotem domowym i nubijskim są tak niewielkie, że należą one do tego samego podgatunku. Istnieją rozbieżności w kwestii daty udomowienia kota. Większość źródeł sugeruje lata 4000 – 3700 p.n.e., a miejscem w którym miało do tego dojść była Nubia. Istnieją jednak dowody (grób kota z Cypru sprzed ok. 7500 r. p.n.e.), że domestykacja kota zaczęła się znacznie wcześniej i trwała kilka tysięcy lat, a jej miejscem był obszarŻyznego Półksiężyca. Już ok. 2000 r. p.n.e. kot był pospolicie hodowany w Egipcie. Wykorzystywany był do tępienia gryzoni zagrażających zapasom żywności osiadłych ludzi, do pozyskiwania futer, a nawet mięsa (BoliwiaChiny), również do celów naukowych. Był obiektem kultu w starożytnym Egipcie, gdzie wiązano go z boginią Bastet, a zwłoki kotów mumifikowano. Pożyteczny jako zwierzę tępiące szkodliwe gryzonie, może wyrządzać szkody wśród drobnych ptaków śpiewających. Wyhodowano wiele ras kota domowego, różniących się ubarwieniem, wielkością i długością włosów; współczesne wzorce niektórych starszych ras znacznie odbiegają od ich wcześniejszych cech (jak w przypadku kotów perskich czy syjamskich). Znaczna liczba kotów domowych żyje samodzielnie w miastach (w Polsce są to tzw. koty piwniczne lub dachowce).

Koty na wolności żyją średnio od 4 do 7 lat. Trzymane w domu dochodzą wieku 15-20 lat. Tak nawiasem mówiąc, Bajek, od którego moja przygoda z kotem się rozpoczęła dożył wieku 13 lat. Przyjmuje się, że koty kastrowane żyją dłużej. Akurat w jego przypadku to się nie spełniło :(
Młode koty zaczynają być samodzielne już od 10 tygodnia (czyli jakieś 2,5 miesiąca). Bajtek zjawił się u nas w wieku ok. 1.5 miesiąca. W wieku 7 miesięcy z kociaka przeistoczył się w kocura i zaczął znaczyć dom. Ale to już następna historia i będzie opowiedziana w swoim czasie :)
Wiek kota, podobnie zresztą jak psa, konia czy innych zwierząt żyjących krócej niż ludzie, a starzejących się jak każda żywa istota można przełożyć na ludzki wg poniższej tabeli, również cytowanej z wikipedii:

Wiek kota w porównaniu z wiekiem człowieka
kotczłowiekkotczłowiekkotczłowiekkotczłowiek
1 miesiąc6 miesięcy8 miesięcy16 lat7 lat45 lat14 lat72 lata
2 miesiące10 miesięcy1 rok18 lat8 lat50 lat15 lat74 lata
3 miesiące2 lata2 lata25 lat9 lat55 lat16 lat76 lat
4 miesiące5 lat3 lata30 lat10 lat60 lat17 lat78 lat
5 miesięcy8 lat4 lata35 lat11 lat62 lata18 lat80 lat
6 miesięcy14 lat5 lat40 lat12 lat65 lat19 lat82 lata
7 miesięcy15 lat6 lat43 lata13 lat68 lat20 lat84 lata
Koty mogą ważyć od 2.5 kg do 7 kg,  w porywach w zależności od rasy aż do 15 kg. Ich zmysły - słuch, wzrok, węch - są lepiej rozwinięte niż u ludzi. Posiadają bardzo dobry zmysł dotyku pozwalający poruszać się im w ciasnych miejscach.
Kocie pazurki, bardzo ostre mogą być chowane. Ale gdy trzeba szybko się pojawiają i jeśli zajdziesz kotu za skórę, nawet nie wiadomo kiedy pozostawią ślad na niej :))

Kocie emocje...

Ale o tym będzie więcej w następnej części... :)




piątek, 7 stycznia 2011

I nastał dzień pierwszy...

Rozpoczęcie polowanie na kociaka, to za dużo powiedziane :)

Ot, po prostu rozgłosiliśmy znajomym, że gdyby ktoś, coś wiedział o małych kociętach, to my czemu nie...

Jakoś nie przyspieszaliśmy przybycia kociaka do domu. To Monice zależało na nowym przyjacielu. Dla nas, a zwłaszcza dla mojej żony, było to w perspektywie absorbujące czas przedsięwzięcie.

Wszyscy rodzice wiedzą jak to z dziećmi. Chcą zwierzę, deklarują, że tylko one będą się zajmować nim, karmić, sprzątać, wyprowadzać... a potem oczywiście te obowiązki spadają na rodziców.

Zaopatrzony w wiedzę książkową o kotach, postanowiłem potrenować na kociętach znajomych  rozpoznawanie płci wiedząc, że w końcu nadejdzie ten dzień, w którym wraz z córką będziemy musieli nabyć jakiegoś kociaka od sprzedawcy stojącego gdzieś pod sklepem lub na rynku.


Ale los chciał inaczej. Oto, pewnego dnia zadzwoniła do nas mam koleżanki Moniki ze szkoły, że jest kociak. Mały kotek ledwo żyjący. Jego rodzeństwo już nie żyło. Kotka również, zagryziona przez psa. Jedyny mankament, to fakt, że ów kociak jest kotką. No i pytanie: czy zgodzimy się przyjąć tę znajdę?
Stanęliśmy przed decyzją: "trudno, niech będzie kotka", lub zdecydowane "NIE. Chcemy kocura!!!"


Ale świadomość, że to małe kociątko może zginąć, bo nam zachciało się tylko kocurka była tak mocna, że nawet się nie zastanawialiśmy. Kotka, kocurek - ważne, że uratujemy jej życie. O resztę będziemy się martwić później.

Wieczorem Ania (owa mama koleżanki Moniki) przyniosła nam małe kocię, słabe jak... kot. Wziąłem do ręki, obróciłem kociaka tyłem do mnie i podniosłem ogonek. Hm... wygląda mi na pierwszy i drugi rzut oka (niedoświadczonego seksera kotów) na kocurka. Mówię więc znajomej: to kocurek. Ania się oburzyła: "jak to kocurek, przecież nic nie ma między łapkami tylnymi"

Ale tak to własnie u kotów jest. Nic, ani stare ani młode, nie mają między tylnymi łapkami. TO, mają ukryte.


Nie będę się rozwodzić o rozpoznawaniu płci u kota. Można znaleźć informacje w książkach, w sieci.

Tak czy inaczej zdecydowałem, a za mną reszta rodziny, że oto mamy kocurka, a nie kotkę. Kocurek został nazwany przez dziecko Bajtkiem i tak już mu to zostało do końca jego żywota.


Tak oto w naszym domy zawitał kot. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że rozpoczęła się nasza duża z tymi draniami kotami  przygoda.

Na początku było słowo...

Moja przygoda z kotem rozpoczęła się wiele lat temu, gdy córka miała 10 lat. Mieliśmy psa - to był już nasz drugi pies i dziecko zachciało mieć SWOJE zwierzę.
Hodowany chomik nie sprawdził się. Miał gwarancję na dwa lata, był mało kontaktowy i nie współpracował, a Monika miała inne doświadczenia ze zwierzętami - czyli psami :)
Można było się z nimi pobawić, wyjść na spacer, głaskać, przytulać, być lizanym...

Ale skoro mieliśmy psa, czemu Monika chciała mieć swojego zwierzaka? Odpowiedź jest prosta: nasze psy, jak to zwierzęta stadne, uznawały przewodnictwo jednej osoby jako starszego psa i ona, dziecko, nie była dla nich wystarczająco silnym psim autorytetem, by dać się przez nią zarządzać. Dodam, że jeszcze wówczas nie było programu Cesara Millana, ba, nie było Discovery w Polsce :) i nie wiedzieliśmy, że można wskazać psu jego miejsca w szeregu - na końcu czyli czwarte.

Monika wpierw chciała również psa. Ale dwa psy... Wówczas wydawało nam się, że to za dużo, zwłaszcza, że mieszkaliśmy w blokach - mieszkanie 53 m2 - i rzeczywiście było mało miejsca.
Tak więc, po rozważeniu różnych możliwości, zapadła decyzja, że będzie kot. Kocur, dokładnie rzecz biorąc, bo warunkiem podstawowym była jego sterylizacja, co u kocurków jest w prostym zabiegiem, a u kotek niestety pełną operacją.

O kotach wiedziałem tyle, ile wie przeciętny człowiek. Mają 4 łapy. pazury, ogon, wąsy, łowią myszy, są przymilne, mruczą. Ale też, nie można jak u psów szybko i jednoznacznie określić płci kota, co - w naszym przypadku, zdeterminowanych na posiadanie kocura - było ważne.

Poszedłem zatem do księgarni i kupiłem książki o kotach. Ich naturze, potrzebach, zwyczajach, karmieniu, obsłudze i... rozpoznawaniu płci. Tak uzbrojony byłem gotów na przyjęcie, a właściwie sprowadzenia dla córki kota. Dodam, że warunkiem również było, by kot był maleńki, czyli dopiero co urodzony kociak. "Im kot starszy, tym ogon twardszy..." jak mówi przysłowie.

I tak rozpoczęło się polowanie na kociaka...