Nieruchomości

niedziela, 6 lutego 2011

Kot, który czyta w myślach...

Z małego kocurka, Bajtek stał się wyrostkiem ze wszystkim przynależnymi temu wiekowi atrybutom. Każdy rodzic, który przeżył okres przechodzenia swego dziecka z dzieciństwa do nastoletniości wie, o czym piszę :)
Rozrabiał ile się dało, skakał, wdrapywał się na co się dało. Był przy tym nader asertywny w okazywaniu swoich emocji, gdy ktoś próbował zrobić z nim coś, czego sobie nie życzył. Gryzł, drapał brany ręce, na kolana, głaskany wtedy, gdy tego sobie nie życzył.

Jak pisała Monika w komentarzu niejeden gość został skarcony za próbę zbytniego spoufalania się z nim. Muszę tu jednak przyznać, biorąc w obronę kota, że zanim karcił ostrzegał sycząc, warcząc i machając łapką dla odstraszenia intruza. gdy to nie pomagało, jak osa wbijał się ząbkami w delikwenta.
Na szczęście, jego ząbki nie były na miarę lwa, tygrysa, pantery zatem pozostawiały drobne ślady i uczucie lekkiego ugryzienia. :)

Ponieważ z kotów był jedyny w domu, Dina nie chciała się z im bawić i traktowała go z obojętnością, nie miał z kim uczyć się polować, walczyć, skradać się, zagryzać. Kot zaczął  traktować nas jako swoich pobratymców, cokolwiek większych kotów. Zresztą sądzę, że koty, psy nie uważają nas za coś/kogoś innego niż jako inne koty czy psy. Nie wiedzą, jak wyglądają same - spróbujcie zobaczyć jak zwierzęta zachowują się przed lustrem patrząc na swoje odbicie. Postrzeganą postać traktują jak innego kota, psa postępując z odbiciem, jak z innym zwierzęciem.  Psy starają się nie patrzeć na odbitego drugiego psa odwracając pysk. Wiadomo, dlaczego: patrzenie wprost na innego psa to demonstracja siły, dominacja. Jeśli ten drugi robi dokładnie tak samo, może nastąpić próba siłowego przekonania intruza, że JA tu żądzę. Psy starają się uniknąć konfrontacji i zachowywać zgodnie z własnym psim językiem ciała. A do niego należy niekonfrontowanie się wzrokiem.

Bajtek uważał nas za koty i, jak  z nimi,  z nami próbował się bawić, walczyć, atakować. :) Zaczajał się w ciemnych miejscach i gdy któreś z nas przechodziło, wyskakiwał z ciemności, atakował wbijając się łapkami i ząbkami w nogi. Szybko nauczył się, że ze mną czy Moniką małe ma szansę. Ledwo wyskoczył, już w powietrze był przechwytywany  i kończyła się zabawa. Ale z żoną...

O, tak z nią miał  niezłą zabawę. 

Upatrzył sobie jej nogi jako główny cel ataku. Wskakiwał na nie, wbijał się pazurkami, gryzł i uciekał :) Żona chodziła w tym okresie z podrapanymi nogami i, powiedzmy to wprost, choć nader delikatnie -  nie była zadowolona.
Miała już tak dosyć tej kociej zabawy, a nic nie skutkowało jako antykocia perswazja  i postanowiła oddać kota w dobre ręce. Przez przypadek znalazła stadninę koni, w której stajniach grasowały szczury, myszy i właściciel szukał kota, który by je tępił. Muszę przyznać, że była bardzo zdeterminowana w swoim postanowieniu pozbycia się kocura. Tak zdeterminowana, że nie reagowała nasze  - Moniki i moje - próby załagodzenia stanu i odwiedzenia jej od planu relegowania Bajtka.

Któregoś wieczoru porozumiała się z właścicielem stadniny co do przekazania Bajtka.

I... nagle kocur przestał ją atakować. Jakby czytał w myślach, wiedział, że w stosunku do niego są niecne dlań zamiary. Wyczuł nniebezpieczeńswto i przestał, nagle przestał polowwać, gryźć, drapać. Stał się normalnym, spokojnym kocurkiem. Normalnym spokojnym jak na niego :-D

Oczywiście, kot nie czytał w myślach, nie rozumiał rozmowy telefonicznej (a była przeprowadzana przy nim) tylko wyczuł swoimi kocimi zmysłami negatywną dla siebie energię, poczuł - używając naszych ludzki sformułowań - że przegiął i może być źle.

Bajtek nam się zmienił... (tak, choć nie zupełnie, nie do końca i nie w tym temacie - jak powiedziała parodiowana postać redaktora Zygmunta Kałużyńskiego, na pytanie czy się zgadza z czymś. :) )

Zmienił się (Bajtek, nie red. Kałużyński) i zaczęła się następna kocia faza.

Zapraszam do następnych informacji, obserwacje z życia kota, który umiał czytać w myślach...

Brak komentarzy: