Nieruchomości

wtorek, 1 lutego 2011

Bajtek...

Jak pamiętacie, zostawiliśmy Bajtka w chwili, gdy był już u nas drugi dzień. Lekarz stwierdził, że to kotka, a my z Monika uparliśmy się, że kocur, na co obraził się lekarz. 
Kotu było wszystko jedno...
.
Żyjąc w niepewności co do płci naszego kotka starliśmy się dostarczyć mu wszystkie możliwe środki by wyżył, rósł i miał się dobrze. Ponieważ był malutki i picie z miseczki nie szło mu najlepiej, był karmiony, jak można to zobaczyć na zdjęciu w poście: Bajtka dzień drugi... buteleczką. Normalna butelka do mleka dla niemowląt była za duża więc - jak Monika przypomniała w komentarzu do wspomnianego postu - był karmiony z buteleczki dla lalek.

Dokarmiany, wypieszczany kocurek rósł szybko w siłę i dokazywał ile się dało. Z Diny nic sobie nie robił, a ona go całkowicie ignorowała, biegał za kuleczką papieru, tarzał się łapiąc ją, uczył się wchodzenia na kanapę - był przecież jeszcze za mały, by wskakiwać. To wchodzenie wyglądało zabawnie - zaczepiał się pazurkami o tkaninę i tak się wciągał na przednich łapkach, nie używając tylnych.
Jak pisałem, szybko, praktycznie w jeden dzień nauczył się, gdzie jest jego toaleta. 

Tylko miał jedną wadę: zepsuł mu się mruczek....

Jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni - mówiąc jesteśmy, mam na myśli typowych niekociarzy, do jakich my się wtedy zaliczaliśmy  - że koty mruczą. Przychodzą do swoich Państwa, kładą się na kolanach i mruczą z zadowolenia.

Otóż Bajtek nie przychodził, nie mruczał. Za to polował zawzięcie na wszystkich wokoło. Taka to już kocia natura. W normalnym środowisku zapewne bawiłby się ze swoimi braćmi i siostrami, polując, walcząc uczyłby się jak dawać sobie radę w późniejszym kocim, dorosłym życiu. 
Od początku pokazywał swoją naturę, która była daleka od wizerunku  miłej, chętnej do polegiwania na kolanach, mruczącej, ciepłej futrzanej poduszki. 

(Tu mała dygresja: otóż zapomnijmy, że koty leżą na szych kolanach by nam było miło. One tam leżą, bo SAME tego chcą. A gdy nie chcą, schodzą lub okazują to, bywa, jak w przypadku Bajtka, w dość jednoznaczny i skuteczny sposób. Gdy są kotami, nazywam je - oportunistami - to przeważa w nich ów oportunizm, ale ponieważ koty, zwierzęta w ogólności nie potrafią grać, więc wystarczy spojrzeć na ich koci, w tym momencie pełen obrzydzenia pyszczek...
Zapamiętajcie: to KOTY rządzą, a nie wy!!! )

Wracając do Bajtka: był, nie bójmy się użyć tego słowa był urwisem, urwipołciem, rozwydrzonym kocim bachorem.

Nie dość, że nie lubił być brany na ręce, to okazywał to w sposób ostentacyjny broniąc się, sycząc w porywach emocji i drapiąc, że o gryzieniu nie wspomnę. Pazurki i ząbki miał małe, zatem ostre jak szpilki i nie wahał się ich użyć.
Zapewniam Was, że nie wyglądał tak:


Przygoda z kotem zaczynała nabierać rumieńców. 
Bajtek rósł, już nie wdrapywał się na kanapę tylko wskakiwał odbijając się lekko od podłogi.

Tak nawiasem mówiąc, wskakiwanie kotów na cokolwiek zawsze mnie frapowało. Widziałem to już tyle razy, a nadal, jak tylko widzę wskakującego kota, przyglądam się temu ze zdumieniem i zachwytem jednocześnie.
Gdy kot ma wskoczyć z miejsca na kolana, stół, coś wyższego przysiada przy tym, podnosi głowę i oblicza. Co się w kocim łebku dzieje, "oj, nie wie nikt..." Faktem jest, że przymierza się, widać, że kombinuje jak wskoczyć. Po czym odbija się z tylnych łapek i hop... już jest tam gdzie chce. A potrafi wskoczyć na bardzo wydawałoby się niekomfortowe do lądowania miejsce.
Ale mój stały zachwyt wywołuje widok wskakującego kota z biegu na podwyższenie. A są to czasem bardzo wysokie miejsca. tak np. ok. 1,5 m.
Otóż, kot biegnie spokojnym kocim truchtem, nie żeby jakiś galop, szaleńczy rozpęd. Nic z tych rzeczy.
Biegnie, jak rzekłem, spokojnie, w jakiejś odległości od, niech będzie stołu, tak ok. 1 m odbija się w sposób niezauważalny i leci w powietrzu lądując na powierzchni owego stołu nie z góry, ale jakby wślizgując się nań. Tak, skubańce potrafią wyliczyć, by nie musieć opadać. Wyskakują w górę dokładnie tyle, ile potrzeba. A ta lekkość skoku... Jakby frunął. 
A jak fantastycznie to wygląda gdy wskakują tak dwa koty równocześnie? Taki skok synchroniczny...

Zawsze zaskakuje mnie ta lekkość, zwinność, dokładność....
Eh... chciałoby się tak...

I to tyle na dziś. W następnym odcinku będzie o tym, jak kot potrafi czytać w myślach...

1 komentarz:

Monika pisze...

Dodam tylko, że Bajtek straszył również gości, który myśleli, że to taki miły i potulny stworek :)